piątek, 26 października 2012

2. Lew z Rajskiej Doliny

Błękitnooka odwróciła niechętnie głowę. Oczy jej przepełniły się gniewem, jako że była absolutnie pewna o obecność swego brata. Nie był to jednak nikt kogo znała. Był to samiec o kremowej sierści, siwej grzywie, turkusowych ślepiach, słowem ideał można by go było ocenić. To przynajmniej wyszeptała w swych myślach młoda. Otrzepała łeb, przestając fantazjować, wracając do cywilizacji.
Natomiast ów samiec podniósł się z ziemi, szorstko wycedzając przez zęby:
- Nie możesz uważać jak... - i tu urwał. Grzywka opadła mu z czoła, wpatrywał się zdumiony w twarz lwicy. Nigdy nie widziała kogoś tak pięknego.
- Wybacz - odezwała się prędko Tani, machając podekscytowana ogonem. - Zamyśliłam się...
- Nie, nie! - zaprzeczył stanowczo osobnik, chichocząc pod nosem. - Mój błąd, takiej pięknej lwicy jak ty nie powinno się podkładać kłód pod nogi.
Vitani uśmiechnęła się przyjacielsko.











- Jestem Tavini, pochodzę z Rajskiej Doliny. Dużo podróżuję. - przedstawiając się, wyciągnął doń ufnie łapę, w geście przywitania. Szafirowe oczy zerknęły na ów łapę, a Vitani potrząsnęła nowo poznanemu lwu.
- A ja Vitani, siostra króla tych ziem, Kovu. - rzekła z przymilającym uśmiechem do samca. Podeszła do pobliskiego drzewa i ułożyła się mile w rozłożystym cieniu. Tavini zaskoczony wciąż podszedł doń, trochę zakłopotany.
- Wybacz mi wasza wysokość - pokłonił się, będąc pewien, iż Tani właśnie na to czeka. Ta zaś przewróciła oczami z obojętnością.














 Widać było, jakim sarkazmem teraz pała na wszystkie strony.
- Nie musisz mi się kłaniać, i tak nie będę tu królową. - odparła i ze złością i ze smutkiem. Grzywka znów dziwacznie padła lwu na oczy, a ten długo z nią walczył nim ją dobrze ułożył. Vitani raz po raz wzdychała:
- Dokładnie mój brat... świetnie by się dobrali... Nuka dumny i zarozumiały, a on miły i humorystyczny... Eh, szkoda, że cię tu nie ma Nuka... EJ! - zawołała nagle do Taviniego. Ten zaprzestał.
- Co takiego? - padło pytanie.
- Może byś chciał chwilowo, jako że z ciebie jakiś "podróżnik", być w naszym stadzie? - zaproponowała. Przez chwilę milczeli. Kremowy samiec zaczął się zastanawiać, a nad głową świsnął mu czyiś głos:
- Chyba nie chcesz ranić tak pięknej damy? - i tak w jego bujnej wyobraźni, na lewych jego ramieniu ukazała się jego podobizna, z anielskimi skrzydłami. Tavini usłyszał z nieba kolejny głos i na prawym ramieniu pokazał się lew z szkarłatnymi skrzydłami, rogami, a opierał się na złocistym trójzębie.
- Co to? - warknął szyderczo szkarłatny. - Nie słuchaj, tego tam, jak mu... nieważne! Po drodze spotkasz tysiące takich jak ona, a może nawet ładniejszych! Po za tym, zaszedłeś już tak daleko, możesz pójść jeszcze trochę dalej.
Samiec wyczuł, iż szykuje się kolejna bójka jego zmyślonych przyjaciół. Dlatego też prędko opuścił ów miejsce, rozejrzał się, aż wreszcie uznał, że Vitani gdzieś zniknęła.
- Tani! Tani! Tani! - zawołał Tavini. Był zaniepokojony, ale też nie zdziwiony. W końcu, lwica oczywiście mogła go uznać za wariata, tym bardziej, że już od dawna dowiedział się prawdy - nikt nie widział ni jego anioła stróża, ni też diabła...
Intuicja ów lwa podpowiadała mu, że warto by było zbadać wielką skałę malującą się na horyzoncie. "To nie tak daleko... dotrwam." - pomyślał. Rzucił się w gwałtowny bieg, pozostawiając za sobą gęstą chmurę kurzu. Zasapany dotarł wreszcie jednak do doliny, w której "wyrastała" Lwia Skała. W wysokich trawach doliny ujrzał niewielki, kremowy punkcik, w którym rozpoznał Vitani. Zsunął się ze stromego brzegu owej dolinki i prędko dobiegł do idącej prosto ku skale lwicy.
- Hej, Vitani! Mogłabyś zaczekać chwilę? - krzyknął do niej z figlarnym uśmieszkiem. Błękitnooka ukazała zdumioną minę. Przystanęła i gwałtownie odwróciła głowę.













-Przestraszyłeś mnie! - warknęła ostro. - Czemu za mną łazisz?!
- Sama jeszcze chwilę temu mi zaproponowałaś chwilowe zamieszkanie w stadzie twojego brata! - rzucił żartobliwie. Tani przewróciła ponownie ślepiami, skinęła głową, żeby za nią szedł i dwójka wdrapała się na szczyt. Zaś tam zgromadziła się większa część Lwiej Skały, konkretnie Simba, Nala, Kiara i Kovu.
- Wreszcie jesteś, Vitani! - zawołał Kovu podbiegając do siostry. - Myślałem, że... nieważne. - owym słowem jakie chciał powiedzieć brązowy było "zgubiła", ale w porę ugryzł się w język.
- Spokojnie Kovu, ja żyje! - mruknęła z uśmieszkiem Vitani. Odsunęła się i wskazała łapą na Taviniego. - To jest Tavini, nowy członek stada.
- Jeszcze nie wiadomo, czy... - ostrzegł Simba Vitani, lecz lwica przerwała mu:
- MA BYĆ I KROPKA! - wszyscy ucichli. Zawsze czuli do Vitani respekt, a nie którzy się jej nawet bali. Więc i teraz musieli się z nią zgodzić. Jednakże nowy członek stada musiał przejść to samo co niegdyś Kovu. A co można teraz powiedzieć o ów samcu? Cóż... był wdzięczny Tani za to co dla niego zrobiła.
-------------------------------------------------------------------------------------------------------
To jedna z dłuższych notek na tym blogu. Ale się rozpisałam! No cóż, ale wena mi przyszła :) A oto piosenka z którą sobie pisałam: LINK

czwartek, 18 października 2012

1. Wspomnienia Vitani

Wszyscy na Lwiej Skale obudzili się już w nowej erze - w erze Kovu. Teraz ów brązowy lew sprawował władzę nad Lwią Ziemią. Simba musiał się zgodzić z tym, że jego córka jest już dorosła, objęła władzę i sama musi teraz podejmować decyzje.
Vitani jednak nie mogła się otrząsnąć. Teraz, gdy była na Lwiej Ziemi, powróciły do niej wspomnienia. Pamiętała wciąż o Kopie, o tym co z nim przeżyła i o tym jak dowiedziała się od matki, że zginął. Zginął właśnie przez Zirę.
Owego poranka Vitani wstała najwcześniej ze wszystkich i wymknęła się do wodopoju. Ze smutkiem zaczęła chłeptać gorzką wodę. Czarne myśli nie odstępowały jej na krok. Zamknęła błękitne ślepia, jej rzęsy dotykały lekko tafli. I wtedy pokazał jej się obraz z dzieciństwa, kiedy przyjaźniła się z Kopą.
Książę biegł ku granicy ze Złą Ziemią. Vitani znienacka skoczyła na złotego lewka i dwójka poturlała się na ziemię. Błękitnooka wgryzła się mu w ucho, a ten śmiał się:
 - Hej, Tani! Puść mnie!
















Lwiczka z grzywką zeskoczyła z przyjaciela. Kopa chciał się teraz zrewanżować. Zaproponował Vitani, aby ścigali się do wodospadu. Ta bez wahania zgodziła się, nie wyczuła podstępu. A kiedy dwójka dotarła już w wyznaczone przez księcia miejsce, Kopa zepchnął koleżankę do wody. 
- Ach! Kopa, ty to masz poczucie humoru! - westchnęła Tani, wychodząc z lodowatego jeziorka. 
- Podobnie, jak ty! - mruknął w odpowiedzi zielonooki, puszczając do niej oczko. Ta uśmiechnęła się zarumieniona. Zbliżał się zachód słońca. Mieli się już rozdzielić, kiedy Vitani skoczyła jeszcze przed Kopę i pocałowała go.
 

 - Co to było?! - zawołał zaskoczony lewek. Lwica z grzywką zawstydziła się. Poczuła się głupio, że tak zrobiła, ale czasu nie mogła cofnąć. Nawet nie chciała. Dobrze się czuła przy Kopie. 
- Kopa... - odezwała się wreszcie. - Jesteś moim jedynym przyjacielem.
- To znaczy... - książę zawahał się. Pazurem szybko otarł łzę wzruszenia. Tani pokiwała łbem:
- Tak... a przyjaciele zawsze trzymają się razem.
Dwójka wzruszona długo patrzyła sobie w oczy. W tej chwili z rykiem wpadł pomiędzy nich Simba, ryknął na Vitani, która była teraz przerażona, wziął Kopę w pysk i szybko odszedł. Lwiątka nie zdążyły sobie nawet powiedzieć "cześć". 
Zatopiona w marzeniach błękitnooka nawet nie usłyszała szelestu trawy za nią. Nim odwróciła w ogóle głowę, coś skoczyło na nią i przywarło do ziemi.
- Witaj, moja pełna ambicji siostrzyczko! - zawołał wesoło Kovu. Vitani nie było jednak do śmiechu. Drapnęła brata i z agresją wyszczerzyła do niego kły. - Vitani, co ci się dzieje? - zdumiony lew, cofnął się niepewnie.
- Nie twój interes! - rzuciła lwica z grzywką opryskliwie, po czym odbiegła. Zatrzymała się dopiero na Polu Walk, gdzie stoczyła się walka między stadem jej matki, a Simby. Wtedy dopiero zauważyła, jak mrok ogarnia wszystko dookoła i zaczyna kropić. To był idealny moment i miejsce, żeby sobie spokojniej powspominać. Zamknęła ponownie ślepia i poczuła, że strzała pełna smutku, goryczy i rozpaczy przeszywa jej serce. Tym razem miała inne wspomnienie.
Dwie lwice stały dokładnie w tym samym miejscu - na Złej Ziemi - na Polu Bitw. Wśród tych ów lwic jedną była Vitani, a drugą Zira. Lwica z grzywką szepnęła do czerwonookiej:
- Mamo... tęsknie za nim... Był taki miły, przystojny i... ja po prostu nie wierzę, że nie żyje!
- CISZA!!! - ryknęła królowa złoziemców. - JA go zabiłam, JA zabiłam Kopę!
Nastała napięta cisza. W oczach córki Ziry ukazały się wielkie łzy. Była w szoku. Widać było jednak, że jej matka nie pokazuje żadnych uczuć. 
 














 - Dla... dlaczego? - wyszeptała przez łzy jasna. Na pysku królowej pojawił się przekonujący uśmiech.
- To była zemsta córeczko... zemsta za twojego ojca! Simba czuł to samo, zadałam mu ten sam ból, który on, zadał mi. 
Dookoła dwójki pojawiło się kilka lwic Ziry. Bez skrupułów uderzyła Tani w pysk. Ta upadła trochę dalej i łkając szepnęła:\
- Mamo, ja... nie mam ci tego za złe... - postanowiła skłamać. - Masz rację... zawsze masz rację, mamo...
Vitani otworzyła ślepia. W uszach słyszała tylko okrutny śmiech Ziry. Przerażona, bała się teraz sama siebie. Natychmiast pobiegła w stronę Lwiej Skały. Po drodze, poczuła jak nagle upadła na ziemię. Odwróciła łeb, bo myślała, że to kolejny głupi żart ze strony Kovu, ale zamiast brata zobaczyła tam kogo innego.