Natomiast ów samiec podniósł się z ziemi, szorstko wycedzając przez zęby:
- Nie możesz uważać jak... - i tu urwał. Grzywka opadła mu z czoła, wpatrywał się zdumiony w twarz lwicy. Nigdy nie widziała kogoś tak pięknego.
- Wybacz - odezwała się prędko Tani, machając podekscytowana ogonem. - Zamyśliłam się...
- Nie, nie! - zaprzeczył stanowczo osobnik, chichocząc pod nosem. - Mój błąd, takiej pięknej lwicy jak ty nie powinno się podkładać kłód pod nogi.
Vitani uśmiechnęła się przyjacielsko.
- Jestem Tavini, pochodzę z Rajskiej Doliny. Dużo podróżuję. - przedstawiając się, wyciągnął doń ufnie łapę, w geście przywitania. Szafirowe oczy zerknęły na ów łapę, a Vitani potrząsnęła nowo poznanemu lwu.
- A ja Vitani, siostra króla tych ziem, Kovu. - rzekła z przymilającym uśmiechem do samca. Podeszła do pobliskiego drzewa i ułożyła się mile w rozłożystym cieniu. Tavini zaskoczony wciąż podszedł doń, trochę zakłopotany.
- Wybacz mi wasza wysokość - pokłonił się, będąc pewien, iż Tani właśnie na to czeka. Ta zaś przewróciła oczami z obojętnością.
Widać było, jakim sarkazmem teraz pała na wszystkie strony.
- Nie musisz mi się kłaniać, i tak nie będę tu królową. - odparła i ze złością i ze smutkiem. Grzywka znów dziwacznie padła lwu na oczy, a ten długo z nią walczył nim ją dobrze ułożył. Vitani raz po raz wzdychała:
- Dokładnie mój brat... świetnie by się dobrali... Nuka dumny i zarozumiały, a on miły i humorystyczny... Eh, szkoda, że cię tu nie ma Nuka... EJ! - zawołała nagle do Taviniego. Ten zaprzestał.
- Co takiego? - padło pytanie.
- Może byś chciał chwilowo, jako że z ciebie jakiś "podróżnik", być w naszym stadzie? - zaproponowała. Przez chwilę milczeli. Kremowy samiec zaczął się zastanawiać, a nad głową świsnął mu czyiś głos:
- Chyba nie chcesz ranić tak pięknej damy? - i tak w jego bujnej wyobraźni, na lewych jego ramieniu ukazała się jego podobizna, z anielskimi skrzydłami. Tavini usłyszał z nieba kolejny głos i na prawym ramieniu pokazał się lew z szkarłatnymi skrzydłami, rogami, a opierał się na złocistym trójzębie.
- Co to? - warknął szyderczo szkarłatny. - Nie słuchaj, tego tam, jak mu... nieważne! Po drodze spotkasz tysiące takich jak ona, a może nawet ładniejszych! Po za tym, zaszedłeś już tak daleko, możesz pójść jeszcze trochę dalej.
Samiec wyczuł, iż szykuje się kolejna bójka jego zmyślonych przyjaciół. Dlatego też prędko opuścił ów miejsce, rozejrzał się, aż wreszcie uznał, że Vitani gdzieś zniknęła.
- Tani! Tani! Tani! - zawołał Tavini. Był zaniepokojony, ale też nie zdziwiony. W końcu, lwica oczywiście mogła go uznać za wariata, tym bardziej, że już od dawna dowiedział się prawdy - nikt nie widział ni jego anioła stróża, ni też diabła...
Intuicja ów lwa podpowiadała mu, że warto by było zbadać wielką skałę malującą się na horyzoncie. "To nie tak daleko... dotrwam." - pomyślał. Rzucił się w gwałtowny bieg, pozostawiając za sobą gęstą chmurę kurzu. Zasapany dotarł wreszcie jednak do doliny, w której "wyrastała" Lwia Skała. W wysokich trawach doliny ujrzał niewielki, kremowy punkcik, w którym rozpoznał Vitani. Zsunął się ze stromego brzegu owej dolinki i prędko dobiegł do idącej prosto ku skale lwicy.
- Hej, Vitani! Mogłabyś zaczekać chwilę? - krzyknął do niej z figlarnym uśmieszkiem. Błękitnooka ukazała zdumioną minę. Przystanęła i gwałtownie odwróciła głowę.
-Przestraszyłeś mnie! - warknęła ostro. - Czemu za mną łazisz?!
- Sama jeszcze chwilę temu mi zaproponowałaś chwilowe zamieszkanie w stadzie twojego brata! - rzucił żartobliwie. Tani przewróciła ponownie ślepiami, skinęła głową, żeby za nią szedł i dwójka wdrapała się na szczyt. Zaś tam zgromadziła się większa część Lwiej Skały, konkretnie Simba, Nala, Kiara i Kovu.
- Wreszcie jesteś, Vitani! - zawołał Kovu podbiegając do siostry. - Myślałem, że... nieważne. - owym słowem jakie chciał powiedzieć brązowy było "zgubiła", ale w porę ugryzł się w język.
- Spokojnie Kovu, ja żyje! - mruknęła z uśmieszkiem Vitani. Odsunęła się i wskazała łapą na Taviniego. - To jest Tavini, nowy członek stada.
- Jeszcze nie wiadomo, czy... - ostrzegł Simba Vitani, lecz lwica przerwała mu:
- MA BYĆ I KROPKA! - wszyscy ucichli. Zawsze czuli do Vitani respekt, a nie którzy się jej nawet bali. Więc i teraz musieli się z nią zgodzić. Jednakże nowy członek stada musiał przejść to samo co niegdyś Kovu. A co można teraz powiedzieć o ów samcu? Cóż... był wdzięczny Tani za to co dla niego zrobiła.
-------------------------------------------------------------------------------------------------------
To jedna z dłuższych notek na tym blogu. Ale się rozpisałam! No cóż, ale wena mi przyszła :) A oto piosenka z którą sobie pisałam: LINK