Błękitnooka lwica szła między rzędami wysokich palm, przypominający kolumny, a ona zaś szła przez ich korytarz. Długo już tak podróżowała, nie mogąc odnaleźć swego celu. Od kilku miesięcy. A jednak tego dnia czuła się inaczej... Wiedziała, że to, czego szuka, znajdzie. I tak było. Wychodząc z długiego ciągu palm, których było mnóstwo w Rajskiej Dolinie, ujrzała swoją zgubę. Potężny lew, właśnie posilał się mięsem z młodego bongo.
- Tavini! - krzyknęła lwica. Podbiegła do niego z uśmiechem, lecz ten nie odwzajemnił tego. Wyglądał na obojętnego, a nawet złego, iż samica go znalazła.
- Czego tutaj szukasz? - warknął, mrużąc zielone oczy. Nie raczył się przywitać.
- Co się z tobą stało? - zapytała zawiedziona i zarazem zdziwiona. Przecież, to dla niego uciekła z Lwiej Ziemi, żeby go odnaleźć. A czym on się odpłaca? - Zachowujesz się tak, jakbym była dla ciebie obca, albo jakbym była twoim wrogiem.
- A kim jesteś? Jak nie wrogiem? Kochałem cię, a twój brat to zniszczył. Masz mi coś jeszcze do powiedzenia? - ryknął rozwścieczony. W oczach Tani pojawiły się łzy. Miała jeszcze dwie szanse, żeby go przekonać.
- Ale Tavini, uciekłam żeby cię znaleźć, nie doceniasz tego? Uciekłam, jesteśmy tutaj, a mój brat ma mnie głęboko gdzieś... Teraz możemy być razem. - i uśmiechnęła się przymilnie. Ale na samcu nie zrobiło to wrażenia. Na zewnątrz, nie czuł do niej nic, lecz wewnątrz czuł jak bardzo ją kocha. Lecz przez wygnanie, opętała go nienawiść. Chciał ją teraz przeprosić. Ale nie potrafił.
- Nie jesteś mi potrzebna! - odezwał się znużony.
- Ale ty jesteś potrzebny mi i jej! - wskazała na lwiątko, które było nieco starsze od Chaki i Utumu. Przypominała tylko swoją matkę, ale kolory odziedziczyła po prawdziwym ojcu Vitani i Kovu. Oczy jedynie wiązały się z jej ojcem.
W Tavini'ego coś wskoczyło. Nie panował nad sobą, podniósł łapę. Miał na celu uderzyć swoją córkę. W samą porę po między nich, wskoczyła Tani i sama mocno oberwała w głowę. Przerażona lwiczka podbiegła do matki i zaczęła płakać. Nie wiedziała co robić. W tej chwili Vitani wstała i zasłoniła córkę ciałem.
- NIGDY NIE WARZ SIĘ SKRZYWDZIĆ SHYJENY! - zaryczała ostrzegawczo. Na jej twarzy było przerażenie, same policzki lwicy były białe ze strachu.
Wzięła brązową do pyska i ruszyła ku Lwiej Ziemi. Miała zamiar pogodzić się z bratem. Nie chciała już wspominać o Tavini'm. Był teraz dla niej potworem, tyranem. Wspominając przeszłość, zrozumiała decyzję Kovu. Miał racje, nie potrzebnie się z nim spierała. W głowie lwicy kłębiła się jedna myśl, jedno pytanie - czy tylko on jej przebaczy?
-------------------------------------------------------------------
Przepraszam, że taki krótki rozdział, ale nie chciałam przynudzać (bardziej). Uważam, że rozdział beznadziejny. Nie dziwcie się, że post tak wcześnie napisany, mam anginę ropną i zostaje w domu (na szczęście gardło mi, aż taki nie nawala jak na początku).
wtorek, 27 listopada 2012
niedziela, 25 listopada 2012
6. Lekcja z Zazu
- Złaź ze mnie!
- Ha! Mówiłam ci? Ze mną nie da się wygrać!
- Łatwo ci mówić, kiedy ty...
Od rana było słychać przekomarzanie się Chaki i Utumu. Oboje nie mieli teraz głowy, by jeszcze spać. Woleli się bić. A książę, przegrywał. Zawsze. Jego siostra była godną go przeciwniczką, lecz gdyby nie to, iż odziedziczyła taką technikę walki po babci Nali, to już dawno leżałaby powalona przez brata. Taką to "teorię" miał młody lew. Nie chciał się przyznać, że po prostu... ona jest silniejsza.
Utumu puściła brata. Miała na pyszczku dumny uśmieszek. Ten zaś był przytłoczony. Lwiczka postanowiła go pocieszyć, ale zaraz tylko usłyszała monologowanie Chaki:
- Jasne! Mam się postarać bardziej, tak? Tylko, że staram się ze wszystkich sił i ciągle zaprzepaszczam najlepszą szansę wygrania z tobą. Co jest ze mną nie tak? Przecież walczę, walczę jak prawdziwy lew, a ciągle jakaś lwica, musi być ode mnie silniejsza, a potem, jak się okazuje, WAŻNIEJSZA!
Utumu spojrzała na niego dziwnie. Z jeden strony, jej brat miał rację. Jakkolwiek by się starał, nigdy nie wygra. Nawet, kiedy ta dawała mu fory. Sama czuła, że troszkę przesadza.
- Znam twoje podejście, Chaka - szepnęła mu do ucha. - Ale traktuj to jako zabawę. Jako trening, przed prawdziwą walką. Nie możesz się zrażać.
- A ty, co tak dziś mądrujesz, hę? - zapytał zgryźliwie. Księżniczka potraktowała to jednak, jako kolejną zaczepkę. Skoczyła na brata i BĘC!
- Ah, ha, ha, ha! Masz fajną czapkę! - śmiała się, lądując lewkowi na głowie. Ten przewrócił oczami. Wolał udawać, iż go to wkurza, choć naprawdę krztusił się, powstrzymując od śmiechu.
- Bardzo śmieszne. - burknął, zrzucając siostrę z głowy. Oburzony poszedł w stronę wodopoju. Chciał jednocześnie przyciągnąć do siebie Utumu i odegrać się jej za ten żart. Nie chciał jej robić na złość, wręcz przeciwnie - chciał jej pokazać, że przegranymi walkami wcale się nie zraża. Lwiczka połknęła haczyk, poszła za nim. Kiedy byli już przy wodopoju, ślady Chaki gdzieś się urwał.
- Em, Chaka, gdzie jesteś? Chaka! - wołała troszkę przestraszona. Czuła, jak serce podchodzi jej do gardła. W tej chwili coś wyskoczyło z trawy i zepchnęło ją wprost w wodę.
- Niespodzianka! - krzyknął książę.
Rodzeństwo długo taplało się w wodze. Mimo królewskiej krwi, byli rodzeństwem takim jak każde. Wiecznie sobie dokuczało, ale nigdy nie skrzywdziło.
- To była świetna zabawa. - przyznała księżniczka, wychodząc z wody i otrzepując płowe futro.
- Widzisz? W walkach może nie jestem najlepszy, ale za to jestem GENIALNY! - wypiął dumnie pierś Chaka.
- Jasne... - mruknęła lwiczka.
- A co wy tu robicie? - zapytał dowcipnie jakiś głos. Lwiątka spojrzały do góry i ujrzały swojego dziadka, Simbę.
- Bawimy się! - odrzekli chórem. Simba po ich twarzach poznał, że mają świetną zabawę.
- Niechętnie to robię, ale muszę. Słuchajcie dzieci, wiem, że dzieciństwo to powinna być beztroska, ale, jako że jesteście dziećmi króla, powinniście też brać lekcje, które nauczą was bycia królem lub królową. - rzekł uroczyście były król. Rodzeństwo stanęło jak wyryte.
- L-l-lekcje? - wyjąkał książę. - Ale po co? Przecież tata...
- Tak, wiem że będzie wam opowiadał o królestwie i o władaniu, ale myślę, że dodatkowe lekcje z Zazu, też się mogą wam przydać. - stwierdził, wstrząsając swoją bujną, rudą grzywą. Lwiątka zmarkotniały. Simba wyjąkał: - To dla waszego dobra. Chodźcie, zaprowadzę was.
Chcąc, nie chcąc lwiątka udały się za dziadkiem. Chaka nie był entuzjastą tego pomysłu. Wolał się bawić z siostrą, a nie chodzić na jakieś nudne lekcje. Utumu również była sceptycznie do tego nastawiona, ale nie widziała tego, aż tak szaro. Wręcz przeciwnie, myślała że będą mieli przy tym trochę zabawy. Wreszcie doszli do niewielkiego wzgórza, gdzie na kamieniu siedział już zniecierpliwiony dzioborożec.
- Zazu, proszę zajmij się nauką dzieci. Wkrótce po nie wrócę. - zakomenderował złocisty lew i odszedł ku Lwiej Skale. Znużone lwiątka spojrzały na majordomusa.
- No więc zacznijmy! - rzekł Zazu i zaczął opowiadać o tym jak bardzo potrzebny jest w królestwie majordomus, że władca powinien być kulturalny, a potem wyrecytował znany mu na pamięć poranny raport.
- O matko, ale nudy... - westchnął i przewrócił oczami lewek.
- Ale mówi z sensem! - przyznała Utumu.
- Jak ty za nim nadążasz, to znaczy że nie możesz być moją siostrą! - warknął Chaka. Doleciało to jednak do bacznego słuchu Zazu, który zaraz im zwrócił uwagę.
- Czy wy mnie w ogóle słuchacie? - zapytał rozzłoszczony, nim zdanie jednak zamarło mu w krtani, syn Kovu rzucił się prosto na niego. Lewek i ptak sturlali się ze wzgórza.
- Z nimi jak z dziećmi... - powiedziała sama do siebie księżniczka i poszła ich tropem. Książę ciągle męczył biednego ptaka, aż nagle chwycił go za ogon. Zazu pisnął z bólu, poleciał trochę dalej, lecz ten nie chciał puścić.
- Ah! Młody paniczu, będziesz żałował mojego ogona, kiedy powiem co z nim robiłeś twojemu ojcu! - zagroził dzioborożec, gniewnie machając skrzydłami.
- Psze pczekać, nic nie szłysze! - wycedził Chaka.
"Nie no, ja tu chyba zwariuje!" - pomyślała zażenowana lwiczka. Z nich wszystkich chyba tylko ona zachowała resztki zdrowego rozsądku. Chociaż... lekcja im ucieka! Być może po takiej przygodzie Zazu zrezygnuje razem z dziadkiem Simbą o prowadzeniu lekcji? To była jedyna dobra strona tego całego zamieszania, jakie widziała Utumu.
"Nie, nie mogę być taka wredna... niestety, ale w tej sytuacji muszę być dobra." - powiedziała sobie w głębi duszy lwiczka i pokazała Zazu łapą by poleciał za nią. Majordomus co prawda przypuszczał, że to kolejna pułapka, aczkolwiek miał już dość tej okropnej (jego zdaniem) zabawy. Córka Kiary i Kovu pokazała Zazu drogę między drzewa, gdzie stał akurat Simba. Kiedy tylko oboje "wlecieli" do lasu, Chaka potknął się o gałąź i upadł.
- Uf! Wreszcie, mój ogon! - zawołał uszczęśliwiony majordomus i zaraz zwrócił się do księżniczki. - Dziękuję ci, pani! Nie wiem, co bym zrobił, gdyby nie ty!
- Ależ, nie ma za co! - zarumieniła się Utumu. Dwójka spojrzała na byłego króla. Ten pomógł wnukowi wstać, a zaraz potem zapytał:
- Co się działo?
Chaka otrzepał grzywkę z kurzu i brudu. Poczuł się winny i postanowił się przyznać. Nie chciał kłamać, bo miałby większe kłopoty.
- To moja wina, dziadku... Dokuczałem Zazu... Utumu nie miała z tym NIC wspólnego... Ja... przepraszam, Zazu... i ciebie też, dziadku...
Simba nie był dumny z wnuka. Ale za to, że wykazał skruchę, przyrzekł, że nic nie powie Kovu i Kiarze. Odprowadził lwiątka, z powrotem do wodopoju, a po tym, oddalił się z Zazu, chcąc pomówić na temat ów lekcji. Tymczasem, przy wodopoju miała rozpocząć się nowa zabawa...
-------------------------------------------------------------------------
No, trochę się rozpisałam :) Przepraszam, że tak dużo obrazków, ale nie mogłam się powstrzymać! Po za tym, wolę kiedy w poście są ilustracje. Komentujcie, przypominam o dyplomach!
PS Na górze dałam ankietę, o Vitani. Chcecie żeby wróciła czy nie? Głosujcie!
- Ha! Mówiłam ci? Ze mną nie da się wygrać!
- Łatwo ci mówić, kiedy ty...
Od rana było słychać przekomarzanie się Chaki i Utumu. Oboje nie mieli teraz głowy, by jeszcze spać. Woleli się bić. A książę, przegrywał. Zawsze. Jego siostra była godną go przeciwniczką, lecz gdyby nie to, iż odziedziczyła taką technikę walki po babci Nali, to już dawno leżałaby powalona przez brata. Taką to "teorię" miał młody lew. Nie chciał się przyznać, że po prostu... ona jest silniejsza.
Utumu puściła brata. Miała na pyszczku dumny uśmieszek. Ten zaś był przytłoczony. Lwiczka postanowiła go pocieszyć, ale zaraz tylko usłyszała monologowanie Chaki:
- Jasne! Mam się postarać bardziej, tak? Tylko, że staram się ze wszystkich sił i ciągle zaprzepaszczam najlepszą szansę wygrania z tobą. Co jest ze mną nie tak? Przecież walczę, walczę jak prawdziwy lew, a ciągle jakaś lwica, musi być ode mnie silniejsza, a potem, jak się okazuje, WAŻNIEJSZA!
Utumu spojrzała na niego dziwnie. Z jeden strony, jej brat miał rację. Jakkolwiek by się starał, nigdy nie wygra. Nawet, kiedy ta dawała mu fory. Sama czuła, że troszkę przesadza.
- Znam twoje podejście, Chaka - szepnęła mu do ucha. - Ale traktuj to jako zabawę. Jako trening, przed prawdziwą walką. Nie możesz się zrażać.
- A ty, co tak dziś mądrujesz, hę? - zapytał zgryźliwie. Księżniczka potraktowała to jednak, jako kolejną zaczepkę. Skoczyła na brata i BĘC!
- Ah, ha, ha, ha! Masz fajną czapkę! - śmiała się, lądując lewkowi na głowie. Ten przewrócił oczami. Wolał udawać, iż go to wkurza, choć naprawdę krztusił się, powstrzymując od śmiechu.
- Bardzo śmieszne. - burknął, zrzucając siostrę z głowy. Oburzony poszedł w stronę wodopoju. Chciał jednocześnie przyciągnąć do siebie Utumu i odegrać się jej za ten żart. Nie chciał jej robić na złość, wręcz przeciwnie - chciał jej pokazać, że przegranymi walkami wcale się nie zraża. Lwiczka połknęła haczyk, poszła za nim. Kiedy byli już przy wodopoju, ślady Chaki gdzieś się urwał.
- Em, Chaka, gdzie jesteś? Chaka! - wołała troszkę przestraszona. Czuła, jak serce podchodzi jej do gardła. W tej chwili coś wyskoczyło z trawy i zepchnęło ją wprost w wodę.
- Niespodzianka! - krzyknął książę.
Rodzeństwo długo taplało się w wodze. Mimo królewskiej krwi, byli rodzeństwem takim jak każde. Wiecznie sobie dokuczało, ale nigdy nie skrzywdziło.
- To była świetna zabawa. - przyznała księżniczka, wychodząc z wody i otrzepując płowe futro.
- Widzisz? W walkach może nie jestem najlepszy, ale za to jestem GENIALNY! - wypiął dumnie pierś Chaka.
- Jasne... - mruknęła lwiczka.
- A co wy tu robicie? - zapytał dowcipnie jakiś głos. Lwiątka spojrzały do góry i ujrzały swojego dziadka, Simbę.
- Bawimy się! - odrzekli chórem. Simba po ich twarzach poznał, że mają świetną zabawę.
- Niechętnie to robię, ale muszę. Słuchajcie dzieci, wiem, że dzieciństwo to powinna być beztroska, ale, jako że jesteście dziećmi króla, powinniście też brać lekcje, które nauczą was bycia królem lub królową. - rzekł uroczyście były król. Rodzeństwo stanęło jak wyryte.
- L-l-lekcje? - wyjąkał książę. - Ale po co? Przecież tata...
- Tak, wiem że będzie wam opowiadał o królestwie i o władaniu, ale myślę, że dodatkowe lekcje z Zazu, też się mogą wam przydać. - stwierdził, wstrząsając swoją bujną, rudą grzywą. Lwiątka zmarkotniały. Simba wyjąkał: - To dla waszego dobra. Chodźcie, zaprowadzę was.
Chcąc, nie chcąc lwiątka udały się za dziadkiem. Chaka nie był entuzjastą tego pomysłu. Wolał się bawić z siostrą, a nie chodzić na jakieś nudne lekcje. Utumu również była sceptycznie do tego nastawiona, ale nie widziała tego, aż tak szaro. Wręcz przeciwnie, myślała że będą mieli przy tym trochę zabawy. Wreszcie doszli do niewielkiego wzgórza, gdzie na kamieniu siedział już zniecierpliwiony dzioborożec.
- Zazu, proszę zajmij się nauką dzieci. Wkrótce po nie wrócę. - zakomenderował złocisty lew i odszedł ku Lwiej Skale. Znużone lwiątka spojrzały na majordomusa.
- No więc zacznijmy! - rzekł Zazu i zaczął opowiadać o tym jak bardzo potrzebny jest w królestwie majordomus, że władca powinien być kulturalny, a potem wyrecytował znany mu na pamięć poranny raport.
- O matko, ale nudy... - westchnął i przewrócił oczami lewek.
- Ale mówi z sensem! - przyznała Utumu.
- Jak ty za nim nadążasz, to znaczy że nie możesz być moją siostrą! - warknął Chaka. Doleciało to jednak do bacznego słuchu Zazu, który zaraz im zwrócił uwagę.
- Czy wy mnie w ogóle słuchacie? - zapytał rozzłoszczony, nim zdanie jednak zamarło mu w krtani, syn Kovu rzucił się prosto na niego. Lewek i ptak sturlali się ze wzgórza.
- Z nimi jak z dziećmi... - powiedziała sama do siebie księżniczka i poszła ich tropem. Książę ciągle męczył biednego ptaka, aż nagle chwycił go za ogon. Zazu pisnął z bólu, poleciał trochę dalej, lecz ten nie chciał puścić.
- Ah! Młody paniczu, będziesz żałował mojego ogona, kiedy powiem co z nim robiłeś twojemu ojcu! - zagroził dzioborożec, gniewnie machając skrzydłami.
- Psze pczekać, nic nie szłysze! - wycedził Chaka.
"Nie no, ja tu chyba zwariuje!" - pomyślała zażenowana lwiczka. Z nich wszystkich chyba tylko ona zachowała resztki zdrowego rozsądku. Chociaż... lekcja im ucieka! Być może po takiej przygodzie Zazu zrezygnuje razem z dziadkiem Simbą o prowadzeniu lekcji? To była jedyna dobra strona tego całego zamieszania, jakie widziała Utumu.
"Nie, nie mogę być taka wredna... niestety, ale w tej sytuacji muszę być dobra." - powiedziała sobie w głębi duszy lwiczka i pokazała Zazu łapą by poleciał za nią. Majordomus co prawda przypuszczał, że to kolejna pułapka, aczkolwiek miał już dość tej okropnej (jego zdaniem) zabawy. Córka Kiary i Kovu pokazała Zazu drogę między drzewa, gdzie stał akurat Simba. Kiedy tylko oboje "wlecieli" do lasu, Chaka potknął się o gałąź i upadł.
- Uf! Wreszcie, mój ogon! - zawołał uszczęśliwiony majordomus i zaraz zwrócił się do księżniczki. - Dziękuję ci, pani! Nie wiem, co bym zrobił, gdyby nie ty!
- Ależ, nie ma za co! - zarumieniła się Utumu. Dwójka spojrzała na byłego króla. Ten pomógł wnukowi wstać, a zaraz potem zapytał:
- Co się działo?
Chaka otrzepał grzywkę z kurzu i brudu. Poczuł się winny i postanowił się przyznać. Nie chciał kłamać, bo miałby większe kłopoty.
- To moja wina, dziadku... Dokuczałem Zazu... Utumu nie miała z tym NIC wspólnego... Ja... przepraszam, Zazu... i ciebie też, dziadku...
Simba nie był dumny z wnuka. Ale za to, że wykazał skruchę, przyrzekł, że nic nie powie Kovu i Kiarze. Odprowadził lwiątka, z powrotem do wodopoju, a po tym, oddalił się z Zazu, chcąc pomówić na temat ów lekcji. Tymczasem, przy wodopoju miała rozpocząć się nowa zabawa...
-------------------------------------------------------------------------
No, trochę się rozpisałam :) Przepraszam, że tak dużo obrazków, ale nie mogłam się powstrzymać! Po za tym, wolę kiedy w poście są ilustracje. Komentujcie, przypominam o dyplomach!
PS Na górze dałam ankietę, o Vitani. Chcecie żeby wróciła czy nie? Głosujcie!
Subskrybuj:
Posty (Atom)