- Tavini! - krzyknęła lwica. Podbiegła do niego z uśmiechem, lecz ten nie odwzajemnił tego. Wyglądał na obojętnego, a nawet złego, iż samica go znalazła.
- Czego tutaj szukasz? - warknął, mrużąc zielone oczy. Nie raczył się przywitać.
- Co się z tobą stało? - zapytała zawiedziona i zarazem zdziwiona. Przecież, to dla niego uciekła z Lwiej Ziemi, żeby go odnaleźć. A czym on się odpłaca? - Zachowujesz się tak, jakbym była dla ciebie obca, albo jakbym była twoim wrogiem.
- A kim jesteś? Jak nie wrogiem? Kochałem cię, a twój brat to zniszczył. Masz mi coś jeszcze do powiedzenia? - ryknął rozwścieczony. W oczach Tani pojawiły się łzy. Miała jeszcze dwie szanse, żeby go przekonać.
- Ale Tavini, uciekłam żeby cię znaleźć, nie doceniasz tego? Uciekłam, jesteśmy tutaj, a mój brat ma mnie głęboko gdzieś... Teraz możemy być razem. - i uśmiechnęła się przymilnie. Ale na samcu nie zrobiło to wrażenia. Na zewnątrz, nie czuł do niej nic, lecz wewnątrz czuł jak bardzo ją kocha. Lecz przez wygnanie, opętała go nienawiść. Chciał ją teraz przeprosić. Ale nie potrafił.
- Nie jesteś mi potrzebna! - odezwał się znużony.
- Ale ty jesteś potrzebny mi i jej! - wskazała na lwiątko, które było nieco starsze od Chaki i Utumu. Przypominała tylko swoją matkę, ale kolory odziedziczyła po prawdziwym ojcu Vitani i Kovu. Oczy jedynie wiązały się z jej ojcem.
W Tavini'ego coś wskoczyło. Nie panował nad sobą, podniósł łapę. Miał na celu uderzyć swoją córkę. W samą porę po między nich, wskoczyła Tani i sama mocno oberwała w głowę. Przerażona lwiczka podbiegła do matki i zaczęła płakać. Nie wiedziała co robić. W tej chwili Vitani wstała i zasłoniła córkę ciałem.
- NIGDY NIE WARZ SIĘ SKRZYWDZIĆ SHYJENY! - zaryczała ostrzegawczo. Na jej twarzy było przerażenie, same policzki lwicy były białe ze strachu.
Wzięła brązową do pyska i ruszyła ku Lwiej Ziemi. Miała zamiar pogodzić się z bratem. Nie chciała już wspominać o Tavini'm. Był teraz dla niej potworem, tyranem. Wspominając przeszłość, zrozumiała decyzję Kovu. Miał racje, nie potrzebnie się z nim spierała. W głowie lwicy kłębiła się jedna myśl, jedno pytanie - czy tylko on jej przebaczy?
-------------------------------------------------------------------
Przepraszam, że taki krótki rozdział, ale nie chciałam przynudzać (bardziej). Uważam, że rozdział beznadziejny. Nie dziwcie się, że post tak wcześnie napisany, mam anginę ropną i zostaje w domu (na szczęście gardło mi, aż taki nie nawala jak na początku).
Wcale nie jest beznadziejny. To raczej moje rozdziały są beznadziejne tak szczerze mówiąc.
OdpowiedzUsuńOczywiście mnie również zdziwiło zachowanie Tavini'ego. A ja myślałem, że jest w porządku, a jednak nie. Powinien teraz przepraszać za to co uczynił.
Świetny materiał. Życzę Ci również szybkiego powrotu do zdrowia ;).
Mnie też bardzo podoba się Twój rozdział, wcale nie jest nudny :). Biedna Tani, tak bardzo rozczarowała się do Taviniego... Fajnie, gdyby teraz spotkała po drodze Kopę (o ile on w ogóle przeżył w Twojej wersji).
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i czekam na kolejne rozdziały
Nawet mi się nie waż mówić, że beznadziejny rozdział! :D Wyszedł wyśmienicie. Myślę, że Vitani spotka Kopę, a z Tavinim się pogodzi i zostaną przyjaciółmi. :)
OdpowiedzUsuńA tak wgl to bardzo ładne kolorki tu zagościły. ^-^
Witam! Chciałabym Cię zaprosić, to przeczytania i ocenienia mojego bloga. Z góry dziękuję ;3
OdpowiedzUsuńhttp://love-on-the-pitch.blogspot.com/
Nie przynudzasz, mi się rozdział podobał.
OdpowiedzUsuń