- UGH! - zawołała pomarańczowa i upadła. Jakaś moc wyniszczała ją od środka. Umierała wprost z bólu, czuła to. Śmiech, który dotychczas słyszała głucho, teraz jakby się przybliżył.
Para ślepi, czerwonych jak krew patrzyły na nią. Córka Simby nie chciała tego. Ten wzrok... to właśnie on ją tak wyniszczał. Wydawał jej się znajomy... tylko skąd?
- Co ty tutaj robisz taka... sama? Zupełnie? - odezwał się głos. Inne zaś wybuchły szyderczym śmiechem. Z błota i mroku wyszła Zira.
- Ty? - zawołała z rozpaczą lwica. Po jej polikach lały się łzy. - Przecież... ty nie żyjesz!
- Czyżby? - zapytała. Ich dwie otoczyły rożne lwy... te złe... ich dusze były zbłąkane, nie miały się gdzie podziać. Między innymi byli tam Nuka i Skaza. Reszta, głównie lwic, rozpłynęły się po prostu w mroku. Zostawiły za sobą tylko garstkę kurzu. Samce przypatrywały się Kiarze, niespodziewanie uskoczyły uskoczyli na jakąś skałę. Ów skała była mało widoczne, może by stwierdzić, że siedzieli na obłoku dymu, a nie na szczycie.
Nagle, Zira też upadła na ziemię. Jej ciało drgało. Do Kiary wyciągnęła łapę, ale nie dosięgła. Chciała jej dotknąć, cokolwiek miało by się stać. Najwyraźniej Zirze się to podobało. "Ona jest psychiczna!" - pomyślała pomarańczowa. Po chwili, zauważyła że pod futrem Ziry pojawiają się ciemne plamki. Rosły i rosły, aż nagle... krew wypłynęła z jej ciała.
- Za Skazę! - krzyknęła Zira. - Za Skazę... MUSISZ zginąć! Wystarczy, że... cię dotknę... A ja przez całe życie was mordowałam, a wystarczyło tylko cię dotknąć! HAHAHHAHAHA!!! - śmiała się. To było straszne... jak w horrorze. Kiara nie mogła na to patrzeć.
Wszystko w jednej chwili zniknęło... lecz stało się gorsze. Córka Simby była na Lwiej Skale, w nocy. Widziała Skazę, stał obok niej. Pysk i łapy miał całe w szkarłatnej mazi. A obok... leżały pokryte ranami...
- MORDERCA! - krzyknęła Kiara. Zaczęła płakać... tak jak nigdy. W jednej chwili straciła swoje dzieci...
- Takie prawo - rzekł obojętnie Skaza. - kiedy nowy lew zostaje królem, zabija WSZYSTKIE młode. Taki jest obowiązek.
Kiara miała ochotę rzucić się na niego. Nagły ból brzucha, unieruchomił ją. Zaczęła krzyczeć. Nikt jej nie usłyszał. A kiedy patrzyła na Skazę... śmiał jej się w twarz. Bez skrupułów.
* * *
W jednej chwili lwica, wyrwała się ze snu. Wszystko zniknęło. Pochylali się nad nią Kovu, Simba i Nala. Był to sen... okropny. Ból brzucha nie ustępował.
- Szybko, trzeba ją zanieść, do Rafikiego! - polecił były król. Kovu wziął małżonkę na grzbiet i popędzili do Wielkiego Baobabu. Pawian, był co prawda zdziwiony tym całym zamieszaniem. Dał lwom gest by odeszli. Mimo woli, musieli.
Kiara wróciła o zachodzie słońca. Szaman pilnował, żeby nic jej się nie stało. W jej oczach było widać ulgę, ale też zmęczenie. Nie chciała jednak zasypiać, bo ciągle męczył ją tajemniczy sen. Wszyscy zwrócili teraz uwagę na dwa lwiątka, które trzymała w pysku. Były dość do siebie podobne, tylko że jeden miał zielone, a drugi bursztynowe oczka. Różniły się też kolorem futra.
- Są słodkie. - szepnął Kovu.
- Trzeba im nadać imiona. - stwierdziła Nala.
- No to może chłopczyka nazwiemy Chaka? - zaproponował król. Simba zrobił na to dziwną minę. Wzdrygnął się na dźwięk tego imienia. Zauważyła to Kiara.
- Tato, czy wszystko dobrze?
- Co? - zapytał oschle, jakby teraz skupił się na czymś innym. Zaraz potem się uspokoił. - To znaczy... nie, nie... wszystko dobrze... nawet bardzo.
I szybko odszedł. To było dziwne. Czyżby Simba coś ukrywał? Ech, nie ważne, teraz trzeba się cieszyć. Lwy natychmiast zapomniały o wszystkim. Teraz ważne były lwiątka.
- A dziewczynka będzie... hmm... Tama? - zaproponował brązowy. Zaraz usłyszał wołanie:
- Słyszałam! - głos należał do starej lwicy z grzywką. Owszem wiek już nie dopisywał, nie to co kiedyś. Była tak łudząco podobna do Vitani, iż Kovu przez chwilę zastanawiał się, czy to jego siostra nie wróciła.
- Skoro nie Tama, to Utumu. - powiedziała Kiara.
- Tak! - zgodzili się naraz wszyscy.
Już wkrótce (jak ustalili z Rafikim) miała odbyć się prezentacja maluchów. Zazu rozesłał po królestwie wieści. Zapanowała radość.
- Są słodkie. - szepnął Kovu.
- Trzeba im nadać imiona. - stwierdziła Nala.
- No to może chłopczyka nazwiemy Chaka? - zaproponował król. Simba zrobił na to dziwną minę. Wzdrygnął się na dźwięk tego imienia. Zauważyła to Kiara.
- Tato, czy wszystko dobrze?
- Co? - zapytał oschle, jakby teraz skupił się na czymś innym. Zaraz potem się uspokoił. - To znaczy... nie, nie... wszystko dobrze... nawet bardzo.
I szybko odszedł. To było dziwne. Czyżby Simba coś ukrywał? Ech, nie ważne, teraz trzeba się cieszyć. Lwy natychmiast zapomniały o wszystkim. Teraz ważne były lwiątka.
- A dziewczynka będzie... hmm... Tama? - zaproponował brązowy. Zaraz usłyszał wołanie:
- Słyszałam! - głos należał do starej lwicy z grzywką. Owszem wiek już nie dopisywał, nie to co kiedyś. Była tak łudząco podobna do Vitani, iż Kovu przez chwilę zastanawiał się, czy to jego siostra nie wróciła.
- Skoro nie Tama, to Utumu. - powiedziała Kiara.
- Tak! - zgodzili się naraz wszyscy.
Już wkrótce (jak ustalili z Rafikim) miała odbyć się prezentacja maluchów. Zazu rozesłał po królestwie wieści. Zapanowała radość.
Biedna Kiara, straszny miała ten koszmar... Ciekawe, czemu Simbie nie podoba się imię lewka? Może kojarzy mu się z Taką, imieniem Skazy? A tak w ogóle bardzo fajne obrazki dobierasz do notek, bardzo mi się podobają :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i czekam na kolejne rozdziały
Tak jak przewidywałam, że Kiara urodzi dzieci. :) Matko! Piszesz tak wspaniale, że nie mogę. Twoje notki są wybitne! ^^
OdpowiedzUsuńJuż się bałam, że Kiara poroni. Na szczęście, nie stało się tak. Coś jednak ten sen musiał znaczyć....dziwi mnie reakcja Simby.
OdpowiedzUsuń